Ślub w tropikach, na plaży, wśród palm i kolorowych kwiatów… Takie rzeczy dzieją się nie tylko w filmach. Tak właśnie wyglądał nasz Wielki Dzień, na indonezyjskiej wyspie Bali. Po takim początku poszliśmy krok dalej i na miesiąc miodowy ruszyliśmy do krainy kangurów, koali i dziobaków. Przez trzy tygodnie przejechaliśmy ponad 7000 km na Zachodnim i Wschodnim wybrzeżu Australii. Odwiedziliśmy najbardziej odizolowane miasto na świecie, a także przekonaliśmy się, że Opera w Sydney wcale nie jest śnieżnobiała, za to różowe jezioro rzeczywiście jest różowe. Nurkowaliśmy na Wielkiej Rafie Koralowej, ratowaliśmy żółwie, głaskaliśmy kangury i bezskutecznie próbowaliśmy dobudzić koale. W dżungli szukaliśmy wodospadów, a na plażach z niepokojem wypatrywaliśmy krokodyli. Do domu wróciliśmy z lewostronnym myśleniem i przekonaniem, że australijskie podejście “No worries” ma cudowne, uspokajające właściwości. A i jeszcze z postanowieniem, że następnym razem to powinny być co najmniej trzy miesiące!
Zapraszamy!
Aleksandra